Spotkanie uczestników pielgrzymki do Guadalupe (28.02-8.03.2020) 12.12.2020

W liturgiczne wspomnienie Matki Bożej z Guadalupe, po roratach, spotkali się w naszym kościele uczestnicy parafialnej pielgrzymki do Meksyku sprzed prawie roku. Były wspomnienia, projekcja filmu z pielgrzymki i wspólnie odśpiewana pieśń Guadalupana. Zachęcamy do przeczytania poniższej relacji Izy Kozłowskiej, świadectw uczestników oraz obejrzenia zdjęć w galerii i filmu na kanale YT naszej parafii: https://www.youtube.com/watch?v=wCnI8tvmLZI&t=12s

Meksyk – trzecie co do wielkości państwo Ameryki Północnej. Kraj, w którym czas płynie innym rytmem, gdzie na współczesną kulturę i obyczaje mają wpływ prekolumbijskie cywilizacje. Meksyk – kraj pięknych, uprzejmych ludzi, którzy w większości borykają się z biedą i ubóstwem. Kraj barwnych strojów, rytmicznej muzyki, innego niż polskie jedzenia. I w końcu najważniejsze Meksyk – kraj Matki Bożej z Guadalupe. To na Jej zaproszenie odpowiedziała grupa pielgrzymów z naszej parafii, którzy wraz z ks. proboszczem i ks. Kamilem, 27 lutego 2020 roku wyruszyli w podróż życia, aby móc pokłonić się Królowej Meksyku. Organizatorem pielgrzymki było biuro podróży Matteo Travel.

Pątnicy zebrali się o godz. 4.00 nad ranem na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina. Dokończenie wszelkich formalności, ostanie ustalenia i… czas na odprawę.  Czterdziestopięcioosobową grupę stanowili ludzie w różnym wieku, o różnych zainteresowaniach i doświadczeniach życiowych. Różnorodność grupy spoiło pragnienie stanięcia twarzą w twarz z Matką Bożą z Guadalupe i poznanie tak bardzo oddanego Jej i św. Janowi Pawłowi II kraju.

Godz. 6.45 – wówczas rozpoczęła się przygoda życia. Lot odbywał się z przesiadką w Paryżu. Stolica Francji powitała przybyszów deszczem i chłodem. Było szaro, buro i ponuro. O romantycznym Paryżu można było jedynie pomarzyć. Widok skąpanych w strugach deszczu samolotów nie napawał optymizmem. Druga część lotu wydawała się trwać w nieskończoność. Kamil, jeden z najmłodszych pielgrzymów, z uśmiechem wspomina podróż.

– Lecieliśmy, lecieliśmy i lecieliśmy. Końca nie było widać. Wrażenie zrobiła na mnie Grenlandia, nad którą przelatywaliśmy, ale też terytorium Stanów Zjednoczonych – powiedział.

Po kilkunastu godzinach w końcu ogromny samolot Air France wylądował w Porcie Lotniczym im. Benita Juáreza w Mieście Meksyk, stolicy kraju. Tam na pielgrzymów czekała przewodniczka i autokar, który utrudzonych drogą Polaków zawiózł do hotelu.

Inny świat

Przed wylotem do Meksyku wiele można na temat tego kraju, ich kultury i tradycji przeczytać. Szereg książek, przewodników a nawet internetowych relacji dokładnie opisuje bogatą historię tego kraju. Jednak dopiero na miejscu wszystkie przeczytane słowa nabierają znaczenia. O tym przekonali się pielgrzymi już pierwszego dnia pobytu w Mexico City. Dzień rozpoczął się od Mszy św. sprawowanej w urokliwym, niedużym kościele pw. Matki Bożej na kolumnie, znajdującym się nieopodal ogromnej Katedry Metropolitarnej. W tej największej barokowej świątyni w całym Meksyku znajduje się figura Chrystusa od Trucizny. Tuż obok świątyni postawiono niezwykle wymowny pomnik bliskiemu sercu każdego Polaka – św. Jana Pawła II. Dlaczego wymowny? Zrobiony jest bowiem z kluczy, które Meksykanie przynosili, jako wyraz wdzięczności i symbol, że Papież z Polski miał klucze do ich domów i serc. Pomnik powstał jako wotum wdzięczności już po śmierci Ojca Świętego. Św. Jan Paweł II jest autentycznie kochany przez Meksykanów. Jest im bliski, darzą go ogromnym szacunkiem i czcią. Kult świętego Papieża jest mocno rozwinięty, o czym świadczą jego liczne pomniki i wizerunki, znajdujące się w każdym meksykańskim miasteczku.

Spacer po historycznej części Miasta Meksyk rozpoczął się z Placu Zócalo, głównym placu miejskim w mieście. Po krótkim spacerze pielgrzymi wraz z przewodniczką Joanną dotarli do świątyni azteckiej Templo Mayor. Jest to miejsce, gdzie znajdowała się wyspa, na której utworzono dzisiejsze Mexico City. Jego ruiny podziwiali z tarasu widokowego. Ogromne wrażenie robiła makieta, która prezentowała założone przez Azteków na tym terytorium miasto. Patrząc na idealnie wybudowane poletka, które wyglądały jak kawałki czekolady, sieć kanałów służących do transportu i przemieszczania się a nawet mosty zwodzone i ogromne świątynie, można sobie uświadomić bogactwo i poziom rozwinięcia azteckiej cywilizacji. Równie bogata jest historia całego Meksyku. Ta została wymalowana na potężnych muralach, które znajdują się w Pałacu Narodowym, dzisiejszej siedzibie administracyjnej prezydenta Meksyku. Po ogromnej dawce historii, przyszedł czas wolny na osobiste zapoznanie się z centrum miasta. Plac Zócalo wypełniony był barwnymi kramikami, gdzie sprzedawcy z całego kraju prezentowali swoje wyroby. Chętnie częstowali słodyczami, różnymi przekąskami i napojami. Głośni, radości, ale przede wszystkim niezwykle uprzejmi. Dzień pełen wrażeń kulturowo-historyczno-smakowych zakończył się rejsem po jednym z prehistorycznych kanałów Xochimilco, przez Azteków nazywanym „Miejscem Kwiatów”. Nazwa ta jest nawiązaniem do upraw kwiatów i warzyw, które znajdowały się na przycumowanych trzcinowych tratwach. W ten sposób przypominały one pływające ogrody. Xochimilco pozwala odpocząć, zrelaksować się i oderwać od zgiełku wielomilionowej metropolii, jaką jest Mexico City. Barwne, wręcz bajkowe gondole, śpiew mariachi, meksykańskie jedzenie i słońce przypieczętowały dzień.

U Mamy…

W końcu nastał wyczekiwany dzień pierwszego spotkania z Matką Bożą z Guadalupe. Zanim radomianie dotarli do Jej sanktuarium, odwiedzili Plac Trzech Kultur. Jest to miejsce symbolicznego powstania rasy metyskiej w wyniku połączenia ras hiszpańskiej i indiańskiej. Przy tym placu znajduje się kościół, w którym Juan Diego zdawał relację biskupowi z objawień Matki Bożej. I to właśnie do Niej udali się pielgrzymi prosto z Placu Trzech Kultur.

Najważniejsze miejsce w Meksyku, bazylika Matki Bożej z Guadalupe, wybudowana jest tuż obok wzgórza Tepeyac, gdzie Maryja objawiła się św. Juanowi Diego. Nowa bazylika (wznoszona w latach 1974-1976 według projektu meksykańskiego architekta Pedro Ramíreza Vázqueza) jest ogromna. Mierzy 42 metry wysokości i 100 metrów średnicy. Świątynia ma kształt okrągłego namiotu. W ten sposób nawiązuje do Namiotu Spotkania Mojżesza z Panem Bogiem, a także do płaszcza Maryi. Dzięki swojej wielkości świątynia może pomieścić do 50 tysięcy osób. Podobnie ogromny jest plac, który wokół niej się znajduje. Nic dziwnego, bowiem każdego roku Matkę Bożą z Guadalupe odwiedza nawet 12 milionów pielgrzymów z całego świata. Po Watykanie jest to jedno z najliczniej odwiedzanych miejsc pielgrzymkowych na świecie. Dla Meksykanów miejsce to jest tak samo święte, jak dla Polaków Jasna Góra. To dom Matki Boga i także ich, ich Królowej, co dało się zaobserwować na każdym kroku. Tysiące rodzin z maleńkimi, często tuż po urodzeniu dziećmi, przybywają do Maryi z Guadalupe, aby Jej dziękować i zawierzać rodziny i potomstwo.

Wśród pielgrzymów była i nasza, parafialna grupa. Z niedowierzaniem i ogromną radością w końcu udało się stanąć przed cudownym obrazem Matki Bożej. Jej wizerunek, znajdujący się na tilmie, zawieszony jest w ołtarzu głównym wysoko nad głowami pielgrzymów. Widoczny jest z każdego miejsca bazyliki. Pierwsze spotkanie z Matką Bożą z Guadalupe było jednym z najważniejszych przeżyć całej pielgrzymki.

– W pierwszych chwilach nie mogłam uwierzyć, że tu jestem, że osobiście mogę pokłonić się cudownemu wizerunkowi Matki Bożej. Tak wiele chciałam Jej powiedzieć, zawierzyć i oddać w prowadzenie, ale początkowo wzruszenie było ogromne. Naprawdę tu czuć Jej miłość – mówi Maria.

W bazylice, w jednej z dziewięciu kaplic, sprawowana była Msza św. Z tego miejsca rozpościerał się widok na całą świątynię i oczywiście cudowny obraz. Potem przyszedł czas na osobistą modlitwę. Z niejednych oczu płynęły łzy wdzięczności i wzruszenia. Przesuwane paciorki różańca, szept modlitwy na ustach, mieszały się z meksykańskimi pieśniami i głośnymi modlitwami.

– Zdaję sobie sprawę, że to podróż życia moja i żony. Baliśmy się długiego lotu, ale wszystko wynagrodziła nam Matka Boża. W Jej kościele czuliśmy się jak w objęciach Matki.  Bogu dziękuję, że wraz z żoną mogliśmy tu przybyć. To wielki dar i łaska dla nas, że dożyliśmy takiego dnia – podkreśla Zbigniew.

Tuż przy nowej bazylice znajduje się ta pierwsza, w której umieszczono cudowny wizerunek. Sąsiaduje z nią potężnych rozmiarów pomnik św. Jana Pawła II i kościół sióstr kapucynek. Nieopodal jest baptysterium, gdzie odbywają się obrzędy chrztu św. Dlatego też na każdym kroku można było spotkać dzieci, którym ten sakrament był udzielany, i ich najbliższych.

Czas, który pielgrzymi chcieliby zatrzymać, niestety zmuszał ich do opuszczenia bazyliki i udania się do Teotihuacán, uznawanego przez Azteków za miejsce narodzin bogów. Tu znajduje się Pałac Pierzastych Muszli i Pierzastego Węża. Skąpane w pełnym słońcu piramidy i stojące przy nich budowle po raz kolejny uzmysłowiły potęgę poprzednich cywilizacji. Największą atrakcją tego miejsca było wejście na Piramidę Słońca. Niektórzy radomscy śmiałkowie zdecydowali się wejść także na Piramidę Księżyca. Jeszcze czas na zdjęcia, zakup pamiątek i powrót do hotelu. Po drodze pielgrzymi odwiedzili lokalny warsztat, gdzie obrabiany jest obsydian. Mimo tak wielu przepięknych miejsc, które tego dnia pielgrzymi odwiedzili, to jednak spotkanie ze skromną Królową Meksyku najmocniej zapisało się w sercach pielgrzymów.

– Czuję pewien niedosyt. Zawsze będzie za mało czasu, żeby być blisko Matki Bożej. Cieszę się bardzo, że szczęśliwie dotarliśmy i mogliśmy być blisko Maryi. Już doczekać się nie mogę, kiedy ponownie Ją odwiedzimy – powiedziała Ewa.

A kolejne odwiedziny zaplanowano na ostatni dzień pielgrzymki. Zanim do nich doszło nasi parafianie wyruszyli w podróż po Meksyku.

Słodka Puebla

Pierwszy przystanek: Puebla. To malownicze, kolonialne miasteczko założone i wybudowane przez Hiszpanów. Zanim do niego pielgrzymi dotarli, zwiedzili Cholulę. To ważny ośrodek cywilizacji prekolumbijskiej. W czasie imperium azteckiego była to druga – po Tenochtitlánie – największa metropolia ich państwa. W Choluli na największej piramidzie Hiszpanie wybudowali kościół Najświętszej Maryi Panny Dobrej Rady. Warto było wspiąć się na sam szczyt piramidy. Widok, który roztaczał się sprzed kościelnego placu, był niezwykły i ukazywał różnorodność okolicy. Uwagę przykuwały liczne kościelne dzwonnice. Według przekazów w okolicy znajdowało się aż 365 budynków o charakterze sakralnym.

Kolejnym przystankiem była tzw. mała Puebla, czyli Tonatzintla, gdzie znajduje się maleńki barokowy kościółek wybudowany przez Indian. W końcu, po kilku godzinach podróży udało się dotrzeć do Puebli – słodkiej, barwnej i urzekającej. Tu znajduje się tzw. Słodka Uliczka, wzdłuż której mieszczą się sklepiki z produkowanymi lokalnie słodyczami. Kolorowe kamienice i sklepowe markizy oraz barwne witryny sprawiają wrażenie, że jesteśmy w innych czasach. W Puebli Mszę św. pielgrzymi przeżywali w Kaplicy Różańcowej kościoła św. Dominika, którą nazywa się „ósmym cudem świata”. Zapiera dech w piersiach tuż po przekroczeniu jej wejścia. W samym centrum znajduje się oczywiście Matka Boża „ubrana” w niezwykle piękną suknię. Kaplica jest najpiękniejszym przykładem baroku meksykańskiego. Zachwyca przepychem złoconej sztukaterii, olśniewa ilością zdobień ręcznie robionych. Nic dziwnego, że przewodniczka sugerowała pielgrzymom, aby w czasie Eucharystii zamknęli oczy. Trudno bowiem oderwać wzrok od wykończeń kaplicy i skupić się na przeżywanej Mszy św.

Spacer spokojnymi uliczkami Puebli pokazał pielgrzymom całkiem inny tryb życia niż w stolicy Meksyku. Wszystko tu toczy się własnym rytmem. Wieczorem i nad ranem wielu pielgrzymów znalazło się na dachu hotelu, gdzie był taras widokowy. Stamtąd można było podziwiać zachód i wschód słońca. A „obudzenie się” nowego dnia oznaczało kolejną wyprawę.

Kraina srebra

Każde miasteczko Meksyku ma swój niepowtarzalny klimat i urok. Podobnie jest w Taxco, kolejnym punkcie na trasie pielgrzymów z Idalina. Zanim tam dotarli, na ich drodze stanęła największa meksykańska jaskinia Cacahuamilpa. Tu podziwiali różnorodność formacji skalnych, przepiękne stalagminty i stalagtyty o nietypowych formach i kolorach.  Przyglądając się im można zauważyć m.in. parę zakochanych, stado owiec, ale także Matkę Bożą z Guadalupe i twarz św. Jana Pawła II. Z każdym krokiem w głąb jaskini powietrze staje się cięższe, wilgotniejsze. Ten nieco utrudniony spacer rekompensują cudowne widoki. Wewnątrz jaskini znajduje się wyjątkowa scena wraz z audytorium. Tu występował m.in. Placido Domingo. Według legendy jaskinia Cacahuamilpa jest miejscem spoczynku bezimiennego Anglika i jego psa. Symboliczne miejsce pochówku również mogli zobaczyć pielgrzymi. Zwiedzanie grot jaskini zakończył posiłek tradycyjnych meksykańskich tacos. Krótki odpoczynek i czas ruszać dalej.

Kolejny przystanek – fabryka srebra. Tam pielgrzymi poznali sposoby wydobywania tego szlachetnego metalu oraz historię meksykańskiej stolicy srebra. A jest ona małym miasteczkiem, położonym na malowniczym wzgórzu. Taxco tworzą wąskie, brukowe uliczki, wzdłuż których znajdują się kamienne mury i niskiej zabudowy kamienice. Większość umalowana na biało i z czerwonymi dachówkami, co dodawało uroku miasteczku i tworzyło jego niepowtarzalny charakter. Bo Taxco to nie tylko piękna, srebrna biżuteria, ale także niska, kolonialna zabudowa i wspomniane brukowe uliczki. Całość przypomina klimat śródziemnomorskich miast i miasteczek. Spacerując uliczkami słychać było gwar rozmów, salwy śmiechu oraz śpiew i muzykę. Z hotelu do centrum miasteczka pielgrzymi dojechali białymi garbusikami. Już sama podróż maleńkimi samochodami po bardzo wąskich zakamarkach  meksykańskiej stolicy srebra, robiła wrażenie. W samym sercu Taxco znajduje się zabytkowy kościół św. Pryski. Tam też odprawiona została Msza św. a po niej przyszedł czas na spacer i powrót do autokaru. Przed pielgrzymami dłuższa podróż do znanego kurortu turystycznego.

Meksyk w słońcu skąpany

Błękitne niebo, piękne, jaskrawe słońce, żółty piasek plaży oraz lazur oceanu – tak pielgrzymów powitała jedna z najbardziej znanych turystycznych miejscowości Meksyku, czyli Acapulco. Tu pielgrzymi mogli chwilę odetchnąć i zapomnieć o marcowej pogodzie w Polsce, czy szalejącej już w Europie pandemii. – Przystanek Acapulco był nam potrzebny na takie złapanie oddechu i oderwanie się od naszej szarej codzienności. Piękne było to, że dzień rozpoczynaliśmy od Mszy św. Nawet tutaj, w tym kurortowym mieście, nie zapomnieliśmy o tym co najważniejsze – podkreśla Beata.

Oprócz rejsu statkiem po zatoce oceanicznej i podziwianiu willi znanych osób, pielgrzymi obserwowali meksykański zachód słońca oraz słynne i mrożące krew w żyłach skoki Quebrada. Tam kilku śmiałków w różnym wieku z kilkudziesięciometrowej skały skaczą do wody. Mimo ogromnej adrenaliny, ochotnicy ci są opanowani, skoncentrowani a ich celem jest niezapomniane widowisko, które przyciąga setki turystów. Wyjątkowym miejscem nieopodal Acapulco jest laguna de Coyuca, gdzie kręcone były sceny do filmów „Tarzan” i „Rambo”. Miejsce to jest niezwykle urokliwe. Spokój, cisza, dzika przyroda. Aż żal było wyjeżdżać do hałaśliwego, zakorkowanego i zatłoczonego Miasta Meksyk. Zanim pielgrzymi dotarli do stolicy kraju, odwiedzili jeszcze hacjendę Vista Hermosa.

Wróciliśmy…

Ostatni dzień pielgrzymki zarezerwowany był dla Matki Bożej. Pielgrzymi przemierzyli tysiące kilometrów, zwiedzali różne zakątki Meksyku, ale to kolejne spotkanie z Panią z Guadalupe najbardziej było przez nich wyczekiwane. Grupa wspólnie weszła na wzgórze Tepeyac, gdzie znajduje się kaplica. To w tym miejscu św. Juan Diego miał zerwać róże, które miały być dla biskupa Zumarragi namacalnym znakiem prawdziwości słów biednego Indianina o objawieniach Matki Bożej. Stojąc na wzniesieniu można podziwiać z góry nową i starą bazylikę. Ta współczesna faktycznie przypomina płaszcz Maryi. Schodząc ze wzgórza wzrok przykuwa pomnik wyglądający niczym kadłub okrętu w pełnym ożaglowaniu. Jest to symbol cudu dokonanego przez Królową Meksyku. Pielgrzymi przemierzali ogród Tepeyac z rzeźbą Ofiarowanie, zwiedzili Kaplicę Źródełka, która stoi w miejscu, gdzie św. Juanowi objawiła się Matka Boża. Najstarszym budynkiem na terenie sanktuarium jest Kaplica Inidan, w której do końca życia mieszkał św. Juan Diego. W ten sposób chciał być blisko Maryi, a także poświęcić się dla pielgrzymów, niosąc im pomoc i wsparcie. Jeszcze tylko okazała dzwonnica i kulminacyjny punkt, czyli procesyjne wejście do bazyliki.

W podziękowaniu za zaproszenie, za bezpieczną podróż i za wszelkie otrzymane dary pielgrzymi zanieśli Matce Bożej pokaźny bukiet kwiatów. Do bazyliki wchodzili niosąc także polską flagę i śpiewając tradycyjną meksykańską pieśń pielgrzymów „La Guadalupana”. Swoim śpiewem wzbudzili ogromne zainteresowanie i podziw wśród meksykańskich pątników. Wielu z nich nie kryło wzruszenia, że Polacy, rodacy ich ukochanego św. Jana Pawła II, śpiewają pieśń tak bliską każdemu Meksykaninowi. Dla pielgrzymów z Polski również było to wzruszające przeżycie. Przez moment faktycznie jakby czas stanął w miejscu. Liczyło się tylko jedno – spotkanie z Maryją. Każdy przyszedł do niej z inną historią swojego życia, z innymi problemami, ciężarami, ale także z radościami, którymi chciał się z Nią podzielić. – To ogromna radość, że mogłem tutaj być. Kiedy szliśmy z flagą, kwiatami i śpiewaliśmy „La Guadaupanę”, to zaskoczyła mnie reakcja ludzi. Oni naprawdę byli radośni i wdzięczni nam za ten mały gest. Samo spotkanie z Matką Bożą z Guadalupe będę pamiętał do końca życia. Mam nadzieję, że tu wrócę. Sama bazylika zaskoczyła mnie swoim ogromem, nowoczesnością i ilością przybywających do niej ludzi, a przecież to nie jest sezon w pełni pielgrzymkowy tutaj. Nie spodziewałem się, że ten cudowny wizerunek jest stosunkowo mały – mówi Mikołaj, najmłodszy uczestnik pielgrzymki.

Wielu pątników podkreślało bardzo domowy charakter miejsca. – Przyjechałem tutaj z innego kontynentu a będąc przed obrazem Matki Bożej, czułem się jak u siebie. Kiedy modliłem się, w pewnym momencie poczułem to, że Ona faktycznie tu jest, że jest obok, że słucha. To było piękne spotkanie – zaznacza Kamil.

Inaczej sanktuarium wyobrażała sobie Anna. – Byłam pewna, że tu będzie podobnie jak u nas, na Jasnej Górze. Tymczasem sanktuarium Królowej Meksyku jest przeogromne. Meksykańscy katolicy inaczej przeżywają swoją wiarę, bo są bardziej radości, rozśpiewani. Tym, co mnie uderzyło, to obecność tak wielu rodzin z małymi dziećmi. Dają oni piękne świadectwo, że wszystko powinniśmy ofiarować Panu Bogu przez ręce Maryi. I tutaj wraz z mężem Mirkiem przyjechaliśmy dziękować Matce Bożej i oddać Jej naszą rodzinę w opiekę – mówi.

Pożegnania nadszedł czas…

Tych kilkanaście dni na meksykańskiej ziemi na długie lata mocno zapisało się w sercach pątników. Ciężko było rozstać się z tamtym, innym światem, ale przede wszystkim z Matką Bożą z Guadalupe. Idalińska pielgrzymka miała szczęście, że codziennie towarzyszyła im niezwykle radosna, pogodna i serdeczna pani przewodnik Joanna oraz niezawodny kierowca David.

Trudno było uwierzyć, że nastał czas powrotu. Za kilkanaście godzin pielgrzymi mieli wylądować w Polsce, gdzie marcowe słońce w niczym nie przypominało tego ciepłego, meksykańskiego. Niepokój wzbudzały informacje o pierwszych zakażeniach COVID-19 w naszym kraju oraz pustych półkach sklepowych. To wszystko jednak nie przysłoniło radości, jaka wypełniała serca pielgrzymów z pobytu na ziemi Królowej Meksyku.

Ten północnoamerykański kraj zapisał się w pamięci Marcina jako miejsce zamieszkałe przez ludzi o ogromnej empatii. – Oni ciągle się uśmiechają. Nawet jeśli coś jest nie po ich myśli. Cieszą się życiem. Wiele pięknych miejsc tutaj zobaczyłem. Szczególnie podobało mi się Acapulco, gdzie mogliśmy chwilę odetchnąć i nacieszyć się słońcem – podkreśla.

Meksyk nie do końca zachwycił Mirosława. Tym, co najbardziej go raziło, była ogromna bieda. Na nią zwrócił uwagę także Artur. Jego zdaniem bieda „ubrana” jest w wielobarwne stroje i rytmiczną, radosną muzykę. – Myślę, że każdy z tej pielgrzymki wyniesie coś innego. Każdy przeżył ją inaczej i na co innego zwrócił uwagę, ale jestem pewny, że większość, jak nie wszyscy, chcieliby tutaj wrócić. Zasmakowaliśmy innej kultury, która od wieków jest tworzona. Wpływ na dzisiejszą ich codzienność, mają tradycje wyniesione z czasów bardzo odległych. To wszystko tworzy niepowtarzalny charakter Meksyku. Ale tym, co rzuca się w oczy jest bieda a co za nią się kryje także przestępczość i niebezpieczeństwo. Wszystko to jednak przybrane jest w piękne kolory, smaczne jedzenie i rytmiczną muzykę – zaznacza.

Trudno nie zgodzić się ze słowami Artura. Meksyk z jednej strony zachwyca a z drugiej przeraża w nim skala trudnej do ukrycia biedy. Ogromną siłą i bogactwem Meksyku są jego mieszkańcy. Ktoś może powiedzieć, że dla turystów każdy jest miły, bo widzi w nim źródło dochodów. Owszem, ale prawdziwej serdeczności i życzliwości nie da się udawać. Bogactwem są ludzie, którzy mimo wszelkich trudności potrafią cieszyć się sobą. Od wieków wielką wagę przywiązują do relacji rodzinnych, co widoczne było na jednym z murali w Pałacu Narodowym. Prezentował on rodzinne przygotowywanie posiłku z kukurydzy – od jej zasiania, po wypiekanie tacos. Co ciekawe Meksykanie nie przywiązują uwagi do swoich domów. Większość mieszka w małych budynkach z niewielkimi oknami. Najważniejsi dla nich są bliscy, sąsiedzi. Szczera i prawdziwa wiara oraz pełna ufność Matce Bożej wręcz zawstydza. Królowa Meksyku przybyła w jednym z najtrudniejszych momentów w historii tego kraju. Przybyła i zjednoczyła mocno podzielone społeczeństwo. Objawiała się biednemu Indianinowi jako skromna Pani. I właśnie tym rozkochała serca utrudzonych Meksykanów. Historia objawień Matki Bożej i całego Meksyku pokazuje, że nawet w najgorszej sytuacji, przy największych podziałach i wzajemnej wrogości ukojenie przynosi Maryja. Ufne oddanie się pod Jej opiekę jest jedynym i słusznym ratunkiem.

Żegnając się z Meksykiem, w sercach większości pielgrzymów rodziło się pragnienie powrotu do tego kraju. Dlatego nie mówili „żegnaj” lecz „hasta la vista, hermoso México”, czyli „do zobaczenia, piękny Meksyku”) a w sercach wybrzmiewało „La Guadalupana, la Guadalupana, la Guadalupana ukazała się…”.

Izabela Kozłowska

 

ŚWIADECTWA:

Sławomir i Joanna 

Z całego serca dziękujemy parafianom św. Stefana w Radomiu za przyjęcie. Gościnnie do Was dołączyliśmy, ale jesteście najlepszą grupą pielgrzymkową. Cała pielgrzymka była dla nas ogromnym przeżyciem, ale szczególnym momentem była modlitwa przed obrazem Matki Bożej z Guadalupe. Dwa lata temu pochowaliśmy niepełnosprawnego syna. Śmierć dziecka jest niewyobrażalna. Dlaczego o tym wspominam… Ufamy z całego serca, że spotkanie z Matką Bożą z Guadalupe pomoże uleczyć nasze serca. To spotkanie było tak poruszające, tak podniosłe, że trudno słowami wyrazić szczęście, którego doświadczyliśmy. W Kaplicy Źródełka spotkaliśmy rozmodloną, ale wyraźnie biedną rodzinę z niepełnosprawnym dzieckiem. Dla nas to było bardzo potrzebne na ten moment spotkanie. Nie tylko wymieniliśmy uprzejmości z tymi ludźmi, ale ofiarowaliśmy im jakieś grosze. Oni byli tak bardzo wzruszeni, że łzy napływały do oczu. Sam Meksyk nakreślił mi się jako kraj kontrastów. Z jednej strony bogactwo stolicy a z drugiej ogromna bieda. Mimo tego ubóstwa, czasem skrajnego, ci ludzie są pogodni, uśmiechnięci. Widać, że cieszą się z najmniejszych rzeczy. Doceniają każdą chwilę i innych ludzi. Tego powinniśmy się od nich uczyć.

Maria:

Kiedy po raz pierwszy spojrzałam na obraz Matki Bożej to poczułam ogromny spokój z niego bijący. Ten spokój dotarł do mojego serca. Było to takie uczucie kojące, uspokajające. Patrząc na Maryję w tym wizerunku każdy mógł się wyciszyć. Czuło się ogromną miłość i

Renata i Krzysztof:

Ta pielgrzymka była czymś niebywałym. Od samego początku budziła dużo napięcia czasami wręcz niepokoju. Przecież to bardzo daleko, prawie 12 tysięcy kilometrów, bardzo długi lot samolotem, z przesiadką na CDG. Wiele osób mówiło o potrzebie zażycia leku, który wpływa na poprawę krążenia krwi ze względu na tak długi lot. Ponadto sam Meksyk przez niektórych jest postrzegany jako miejsce niebezpieczne. A drugiej strony chęć przeżycia tej pielgrzymki. To powodowało wiele chwil zadumy. Ale kiedy już wylądowaliśmy z powrotem na lotnisku Chopina w Warszawie, słysząc już pojawiające się głosy o zamykanych granicach w związku z koronawirusem, wracając do chwil i miejsc przeżytych w czasie tej pielgrzymki mamy wrażenie przeżycia czegoś absolutnie niecodziennego, wspaniałego. Grupa, którą tworzyliśmy kreowała bardzo miły klimat wspólnoty pod okiem Matki Bożej z Guadalupe. Naprawdę było warto.

Barbara:

Od jakiegoś czasu moim wielkim pragnieniem i marzeniem było odbyć pielgrzymkę do Guadalupe. Dziś wiem, że należy marzyć, bowiem marzenie stało się rzeczywistością szybciej, niż myślałam. I mam takie przekonanie, że łaska jest dana nam na chwilę i trzeba z niej skorzystać.
Tym co najbardziej poruszyło i uradowało moje serce, było oczywiście nawiedzenie Bazyliki Najświętszej Marii Panny w Guadalupe. Przejeżdżając po ruchomych schodach łzy cisnęły się do oczu. Były to łzy wzruszenia spotkania z Mateczką, poruszające serce, rozum i dusze. Jadąc miałam wiele intencji, bo za tak wiele muszę Jej podziękować, poprosić. Jednak te moje intencje przestały być tak istotne. Pragnęłam tylko Jej się zupełnie zawierzyć i oddać w całości siebie, moją rodzinę, bliskich i ukryć się pod Jej płaszczem. Oddać się Jej w niewolę i wszystko czynić z Nią, dla Niej i za Jej wstawiennictwem. Matka Boża z Guadalupe jest Patronką Dzieci Nienarodzonych i Obrończynią Życia. Czy potrzeba więcej wyjaśnień w kontekście protestów przeciwko życiu, które mają miejsce w Polsce? My, katolicy właśnie w Matce Bożej mamy największą siłę do trwania w dbaniu o każde poczęte życie.  Pani z Guadalupe ukazała się na tilmie w stanie błogosławionym. To również bardzo wymowny symbol.
Tam naprawdę się czuję jakby Maryja ukryła nas w swoim sercu i osłaniała. Tak też jest skonstruowany dach Bazyliki w kształcie rozłożonego płaszcza. Czas pandemii tylko mnie utwierdził jak ważne było to zawierzenie, bo wiele naszych ludzkich planów legło w gruzach. Odkryłam też  jedno z moich powołań w życiu. To w jaki sposób Maryja chce się mną posłużyć. Niesamowitym przeżyciem było też wejście na wzgórze Tepeyac, na którym Maryja objawiła się Juanowi Diego i na jego tilmie pojawił się wizerunek Panienki. Pięknym momentem było też  nawiedzenie Katedry św. Dominika z olśniewającą XVIII wieczną Kaplicą Najświętszej Marii Różańcowej w Puebli,  gdzie szczególnie zawierzałam nasze róże rodziców modlących się za dzieci. Puebla to przepiękne najbardziej hiszpańskie miasto Meksyku. Miasto ludzi aniołów z przepiękną kolorową ceramiką oraz Słodką Ulicą słynącą z lokalnych łakoci. Poza tymi miejscami, które mnie najbardziej poruszyły i urzekły, było wiele jeszcze przeżyć i niezwykłych miejsc. Myśle, chociażby o Taxco – mieście srebra, do którego wjeżdżaliśmy garbuskami, o piramidach, buchających wulkanach oraz czasie na odpoczynek i zrelaksowanie się w słynnym Acapulco.
Panujący w Meksyku klimat napawał wielką radością, mariaczi śpiewający w kapeluszach i grający na gitarach, meksykanki tańczące w przepięknych strojach, przepiękna sztuka barokowa, kolorowe domy i przede wszystkim życzliwość ludzi. To sprawia, że do Meksyku chce się wrócić.
Jestem ogromnie wdzięczna Bogu, że mogłam pielgrzymować do Matki Bożej. Na pewno te wrażenia, przeżycia, atmosfera i wspaniali ludzie z którymi spędziłam ten czas i pieśń „La Guadalupana”, którą śpiewaliśmy naszej ukochanej Mamusi, na zawsze pozostaną w moim sercu.