Wprowadzenie relikwii św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego

3 marca o godz. 10 ks. biskup Adam Odzimek wprowadzi do naszego kościoła relikwie św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, świętego kapłana, niezłomnego biskupa, żarliwego patrioty. Przeżywać będziemy naszą uroczystość w roku 150 rocznicy Powstania Styczniowego, a więc czasu, w którym przyszło pełnić św. Zygmuntowi Szczęsnemu posługę arcybiskupią w Warszawie i który zaowocował dwudziestoletnim zesłaniem w głąb Rosji. Relikwie umieszczone zostaną na stałe w naszym panteonie polskich świętych, w jednym z relikwiarzy przy tabernakulum, obok relikwii bł. Jana Pawła II i bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Serdecznie zapraszamy do udziału w uroczystości. Zachęcamy też do zapoznania się z zamieszczona poniżej treścią wykładu poświęconego św. Zygmuntowi Szczęsnemu, wygłoszonego w naszym kościele 17.02. br.  przez dr. Szczepana Kowalika:

ŚWIĘTY ZYGMUNT SZCZĘSNY FELIŃSKI (1822-1895) – ARCYBISKUP WARSZAWSKI

Zygmunt Szczęsny Feliński urodził się 1 listopada 1822 r. w Wojutynie, w powiecie łuckim, na Wołyniu. Pochodził z rodziny ziemiańskiej. Jego stryj Alojzy Feliński był poetą, autorem pieśni Boże coś Polskę, tej słynnej pieśni, która w czasach zaborów została nawet uznana za polski hymn narodowy, chociaż – a mało kto o tym wie –  w pierwotnej wersji była napisana na cześć cara Aleksandra I.

Przyszły arcybiskup otrzymał na chrzcie świętym imiona Zygmunt Szczęsny. Szczęsny to spolszczona wersja imienia Feliks. Tego imienia używał Feliński i nim się podpisywał. Natomiast imię Zygmunt wyszło na jaw dopiero przy okazji nominacji na arcybiskupa; wcześniej nawet rodzice i rodzeństwo używali tylko drugiego imienia, a pierwsze poszło w zapomnienie.

Gdy Szczęsny miał dziesięć lat zmarł mu ojciec, zostawiając żonę i sześcioro dzieci. Matka, Ewa, wkrótce zaangażowała się w konspiracyjną walkę o niepodległość. Została sekretarką do korespondencji zagranicznej w sprzysiężeniu Szymona Konarskiego, organizującego na Litwie i Wołyniu niepodległościową sieć spiskową. Tę korespondencję prowadziła w taki sposób, że między wierszami napisanymi atramentem pisała krochmalem to, o czym chciała zawiadomić, litery zaś ukazywały się dopiero po zwilżeniu ich jodyną. Zaangażowanie to zakończyło się nieszczęśliwie. W wyniku działania carskiej policji Konarski został aresztowany, a po zdradzie jego dwóch współwięźniów cały spisek został zdekonspirowany. W rezultacie w sierpniu 1838 r. aresztowano także Ewę Felińską, a następnie skazano ją na zesłanie na Syberię. Chwila rozstania Ewy z sześciorgiem dzieci i ze sparaliżowaną matką staruszką mocno utkwiła w pamięci jej szesnastoletniego syna. Jak pisał Feliński w swoich Pamiętnikach: „Rozpacz dzieci zanoszących się od płaczu i czepiających się rąk, nóg i odzienia wyrywanej przemocą i na wpół martwej od boleści matki była tak rozdzierająca, że sami wykonowcy okrutnego wyroku od wzruszenia obronić się nie mogli”.

Opiekę nad rodzeństwem przejęła ich siostra Paulina. Wkrótce krewni i przyjaciele zorganizowali dla nich pomoc. Wychowaniem i kształceniem Szczęsnego zajął się zamożny obywatel ziemski ze wschodniego Podola Zenon Brzozowski, który – jako że Szczęsny miał zamiłowanie do nauk ścisłych – wysłał go na studia matematyczne na uniwersytet moskiewski. Przez cały okres studiów Szczęsny Feliński żył niezwykle ubogo. Pomoc finansowa Brzozowskiego przez pierwsze dwa lata studiów była okazjonalna. Bywało, że Szczęsny nie miał nawet za co wysłać listu do matki przebywającej do 1844 r. na zesłaniu. Po ukończeniu studiów Szczęsny odbył praktykę urzędniczą, a następnie na wezwanie opiekuna Zenona Brzozowskiego udał się na Podole, gdzie przez dwa lata pracował w kancelarii majątku ziemskiego. Jesienią 1847 r., otrzymawszy po długim oczekiwaniu paszport, na polecenie opiekuna wyjechał do Paryża w celu uzupełnienia wykształcenia. Poznał tam większość polskich literatów przebywających na emigracji we Francji, w tym także tych największych: Adama Mickiewicza, Zygmunta Krasińskiego, Cypriana Kamila Norwida i Juliusza Słowackiego. Z tym ostatnim połączyły go więzi serdecznej przyjaźni. Feliński był świadkiem śmierci wieszcza na gruźlicę w kwietniu 1849 r.

W styczniu 1851 r. Feliński wrócił do kraju. Lata spędzone za granicą, a wcześniej ciężkie przeżycia osobiste, wszystko to przygotowało go do podjęcia najważniejszej decyzji w życiu. Po kilkumiesięcznym pobycie w rodzinnym Wojutynie, w końcu października 1851 r. wstąpił do seminarium duchownego w Żytomierzu. Miał wtedy 29 lat i dość bogaty życiorys, co nie było wtedy typowym zjawiskiem i nawet rektor powiedział mu na powitanie, że nie ma zwykle pociechy z ludzi, co z „wielu pieców chleb jedli”. Po dwóch miesiącach jednak opinia rektora uległa zmianie, bo Szczęsnego przeniesiono na drugi kurs, po kilku miesiącach znowu na trzeci, na którym był bardzo krótko, bo w grudniu 1852 r. biskup wysłał go na dalsze studia w cesarskiej rzymskokatolickiej Akademii Duchownej w Petersburgu, gdzie akurat zwolniło się jedno miejsce. Feliński żył tu bardzo oszczędnie, podobnie jak poprzednio w Moskwie i w Paryżu. Zapytany raz przez matkę, czy mu nie brak pieniędzy, odpowiedział żartobliwie, że jak co ma, to zaraz wyda, a jak nie ma, to się obchodzi bez wydatków. Taki stosunek do spraw materialnych cechował go aż do śmierci.

Wyświęcony na kapłana został 8 września 1855 r., rok przed terminem ukończenia studiów, przez rektora Akademii Duchownej abp. Ignacego Hołowińskiego. Była to ostatnia Msza święta ciężko już chorego arcybiskupa, a Feliński był ostatnim wyświęconym przez niego kapłanem. Po święceniach został skierowany do jednej z petersburskich parafii, gdzie w sposób szczególny zainteresował się losem polskich sierot pozostających bez opieki. W 1857 r. założył żeńskie zgromadzenie zakonne Rodziny Maryi, którego zadaniem było wychowanie sierot i dzieci z ubogich rodzin oraz opieka nad chorymi i starcami w utworzonym w tym celu Przytułku Katolickim. Dzięki pomocy sióstr zorganizował też szpitalik dla chorych, szwalnię dla dziewcząt, a z czasem i szkółkę. Dokonał tego wszystkiego bez funduszy, licząc tylko na Opatrzność. „Wszystko co mam albo mieć mogę – pisał ks. Feliński do matki – uważam za własność tej nowej rodziny, do której się zaciągnąłem”. I dzięki Opatrzności udawało się mu zawsze znaleźć zamożnych ludzi, którzy wspierali to dzieło niezbędną pomocą materialną. Natomiast sam Szczęsny był zawsze bez grosza, tylko dwa razy zrobił większy osobisty wydatek. Było to w 1855 r. – raz kupił sobie dzieła św. Augustyna, za drugim zaś razem – zegarek, niewiele droższy od kupionej wcześniej książki.

Ale na pracy duszpasterskiej i charytatywnej nie kończyła się aktywność ks. Felińskiego. Pełnił on także obowiazki kapelana, czyli ojca duchownego kleryków, a następnie także profesora w Akademii Duchownej, gdzie sam niewiele wcześniej pobierał naukę. Do jego obowiązków należało m.in. głoszenie kazań, spowiadanie kleryków, prowadzenie dla nich rekolekcji oraz modlitw w kaplicy i w jadalni. Niewielu kapłanów – profesorów Akademii wyróżniało się wtedy gorliwością: Petersburg przyciągał raczej księży – urzędników. W czasach, gdy Akademią Duchowną kierował ks. Antoni Jakubielski (1857-1860), między profesorami dochodziło do różnych konfliktów i nieporozumień. Ks. Feliński starał się stać od nich z daleka, choć sam o mały włos stałby się ich ofiarą. Pisze o tym dokładnie w swoich Pamiętnikach, ujawniając kulisy tych konfliktów, aby przestrzec następne pokolenia księży przed szukaniem drogi na skróty i załatwianiem swoich spraw bez oglądania się na wolę Bożą. Oto bowiem wrogiem ks. Felińskiego był właśnie kierujący Akademią Duchowną ks. Antoni Jakubielski, dążący ludzkimi metodami do zrobienia kościelnej kariery. Patrzył on nieprzychylnym okiem na działalność ks. Felińskiego i zamierzał pozbyć się go z uczelni, ale sam stał się ofiarą własnych machinacji. Zgubiła go jego własna przebiegłość i nieudane zabiegi o przychylność hierarchów. Dowiedziawszy się bowiem o drobnym nieporozumieniu między biskupem wileńskim Adamem Krasińskim i arcybiskupem mohylewskim Wacławem Żylińskim, ks. Jakubielski postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i tanim kosztem zdobyć przychylność obu biskupów. Mając jakąś sprawę do obu pasterzy napisał dwa listy: jeden do biskupa wileńskiego, drugi zaś do arcybiskupa, uwzględniając rzecz jasna ich nieporozumienie, tak że każdemu schlebiał kosztem przeciwnika. Przy wysyłaniu tych listów doszło jednak do pomyłki, która miała niezmiernie ważne następstwa. Ks. Jakubielski bowiem miał zwyczaj wypisywać na kopercie adresy ołówkiem i oddawać listy do kancelarii, gdzie adresowano je atramentem, a wycierano ołówek. Otóż te dwa listy zostały przemieszane, tak że arcybiskup otrzymał to, co było przeznaczone dla bp. Krasińskiego i odwrotnie – bp Krasiński otrzymał to, co było przeznaczone dla arcybiskupa; nie wiadomo, czy do pomyłki doszło w kancelarii, czy też pomylił się sam autor, adresując korespondencję ołówkiem. W każdym razie, gdy pochlebstwa dostały się nie do właściwych adresatów, zraniło to boleśnie arcybiskupa Żylińskiego, który wierzył w szczerość życzliwości ks. Jakubielskiego dla siebie i miał do niego zaufanie. A że ks. Jakubielski podlegał właśnie arcybiskupowi Żylińskiemu, przeto sam na siebie wydał wyrok. Po pewnym czasie został usunięty z Akademii i wyjechał do Kamieńca, gdzie po paru latach umarł. Historia ta, opisana w Pamiętnikach abp. Felińskiego z wszelkimi detalami, miała być według słów samego autora nauką dla kapłanów wiernych swemu powołaniu, „których Opatrzność z najgroźniejszych nawet niebezpieczeństw wyprowadzić potrafi i na przekór ludzkim zabiegom postawi tam, gdzie postawić ich zamierzyła”. „Palec Opatrzności – pisał abp Feliński – jest tu tak widoczny, że chyba dobrowolnie zaślepiony dopatrzyć się go nie zdoła”.

Dzięki takiemu obrotowi sprawy mógł ks. Feliński dalej pracować na swoim stanowisku. Nie było bowiem tajemnicą, że jego przełożony wcześniej postanowił usunąć go z posady. Zapobiegł temu nagły upadek ks. Jakubielskiego, w którym ks. Feliński widział działanie Bożej Opatrzności. Niepokoje w Akademii Duchownej wkrótce ustały, a nowy rektor powierzył ks. Felińskiemu funkcję profesora filozofii. Wkrótce spadła na niego nominacja, której zupełnie się nie spodziewał – nominacja na arcybiskupa warszawskiego.

W październiku 1861 r. zmarł metropolita warszawski abp Antoni Melchior Fijałkowski. Zazwyczaj carat nie spieszył się z obsadą wakującego arcybiskupstwa. Zaskoczeniem było więc dla wszystkich, że już w miesiąc po śmierci abp. Fijałkowskiego poseł rosyjski w Rzymie podjął wstępne negocjacje w papieskim sekretariacie stanu w sprawie obsady wakującej archidiecezji warszawskiej. Powodem niepraktykowanego w tym względzie przez Rosję pośpiechu było – jak ustalił Hieronim Eugeniusz Wyczawski – wrzenie rewolucyjne w Królestwie Polskim, które na tle budzących się w tym czasie w Europie dążeń wolnościowych groziło spoistości carskiego imperium.

Wybór ks. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego na arcybiskupa warszawskiego był oczywiście wynikiem decyzji dworu carskiego. Było to zupełnie normalne, ponieważ przywilej nominacji biskupów odziedziczyli carowie po królach polskich. Stolica Apostolska zaakceptowała ten wybór. Jednak nie spotkał się on z dobrym przyjęciem ze strony społeczeństwa polskiego, a zwłaszcza tych środowisk, które opowiadały się za walką zbrojną o niepodległość Polski. Ks. Feliński, jako kapłan mało znany w kraju, pracujący w Rosji, był postrzegany – jeszcze zanim zdążył objąć urząd metropolity – jako posłuszny wykonawca polityki caratu. Nieprzychylnie były do niego ustosunkowane organizacje radykalne, opowiadające się za zbrojnym powstaniem, natomiast wielkie nadzieje wiązały z nim stronnictwa zabiegające o ustępstwa ze strony władz na drodze pokojowej. Sam cesarz Aleksander II, który spotkał się z Felińskim w przedzień konsekracji, oczekiwał od niego działania zmierzającego do uspokojenia nastrojów i współpracy z rządem. Nominat był jak najbardziej przeciwny rewolucji – widział w niej zagrożenie dla bytu narodu. Zdawał sobie sprawę z nieproporcjonalności sił i ze skali represji jakie spadną na kraj ze strony zaborcy w przypadku zbrojnego powstania. W rozmowie z imperatorem powiedział: „Zaręczam Waszą Cesarską Mość, że nie tylko jako kapłan, lecz i jako miłujący swój kraj patriota, uważam dziś rewolucję za prawdziwą klęskę dla narodu i przeto wszelkich dołożę starań, aby nie dopuścić do podobnego nieszczęścia. Jeśliby jednak naród w szale zapamiętania nie uwzględnił mych przedstawień i ściągnął na siebie groźne następstwa represji, ja przede wszystkim spełnię obowiązki pasterza i podzielę niedolę ludu mego, chociażby sam naród stał się swych nieszczęść sprawcą”.

Sakrę biskupią ks. Zygmunt Szczęsny Feliński przyjął 26 stycznia 1862 r. w Petersburgu z rąk metropolity mohylewskiego Wacława Żylińskiego. Cesarz Aleksander II zgodnie z praktykowanym zwyczajem podarował mu srebrny pastorał, który w czasie konsekracji rozszedł się w spojeniach, z czego przesądni snuli niepomyślne wróżby o pontyfikacie Felińskiego. I rzeczywiście, po wyjeździe do Warszawy zaczęła się dla niego niezmiernie trudna misja, która po zaledwie szesnastu miesiącach posługi arcybiskupiej zaprowadziła go na zesłanie.

W Warszawie nowy metropolita spotkał się z nieufnością. Rząd liczył, że będzie lojalnym urzędnikiem wykorzystywanym do uspokojenia konspirujących Polaków. Biali, czyli stronnictwo umiarkowanych, oczekiwało z kolei, że metropolita, zachowując rezerwę wobec Rosji i odżegnując się od ruchu spiskowego, opowie się za ich pokojowym programem. Z kolei czerwoni, czyli zwolennicy zbrojnego powstania przeciw Rosji, liczyli, że arcybiskup swoim autorytetem poprze ich dążenia niepodległościowe. Tymczasem abp Feliński przyszedł do Warszawy z własnym programem, który nie mógł zadowolić ani Petersburga, ani polskich stronnictw politycznych, ani nawet lokalnego duchowieństwa, które przekonało się, że hierarcha nikomu nie pozwoli sobą kierować. Będąc polskim patriotą metropolita nie myślał ślepo służyć caratowi, ale też nie miał zaufania do zbrojnych powstań, przewidując ich klęskę wobec całkowitej nieproporcjonalności sił i środków. Dlatego też był przeciwny wykorzystywaniu kościołów do demonstracji politycznych, co wcześniej miało miejsce. Wywołało to niezadowolenie radykałów, na arcybiskupa rozpętano nagonkę w prasie konspiracyjnej, zdarzało się, że demonstracyjnie opuszczano świątynię podczas kazania metropolity. Mimo to, gdy zaczęły się aresztowania osób zaangażowanych w śpiewy patriotyczne, których rząd nie tolerował, abp Feliński występował u władz rosyjskich w obronie represjonowanych. Powiedział wówczas coś, co można uznać za jego arcybiskupe credo: „Póki pełnię to, co uważam za powinność, póty mam spokój wewnętrzny, chociażbym miał być od wszystkich potępiony”. Carski namiestnik w Warszawie gen. Aleksander Lüders pisał wtedy do ministra spraw wewnętrznych hr. Piotra Wałujewa: „Feliński jaskrawo się zmienił. Zdaje się, że już zupełnie zapomniał o instrukcjach Najjaśniejszego Pana. Powtarzałem stale Waszej Ekscelencji, że ich księżom nie można ufać – zwłaszcza ich biskupom – wszystko to prawdziwa hołota”.

Tymczasem w styczniu 1863 r. sytuacja polityczna w kraju uległa zaostrzeniu. Władze, chcąc odciągnąć młodzież od konspiracji, postanowiły przeprowadzić tzw. brankę, czyli pobór rekrutów do wojska carskiego. W ten sposób zamierzano rozbić organizację czerwonych i nie dopuścić do wybuchu powstania. Brankę zaplanowano na noc z 14 na 15 stycznia 1863 r. Jednak na kilka dni przed oznaczonym terminem zagrożona młodzież opuściła Warszawę i udała się do lasów, formując pierwsze oddziały powstańcze. By uprzedzić brankę na prowincji Komitet Centralny czerwonych wyznaczył termin wybuchu powstania na 22 stycznia 1863 r. Noc z 22 na 23 stycznia 1863 r. otworzyła okres kilkumiesięcznych dramatycznych walk polsko-rosyjskich, które – jak pisała Regina Żylińska – miały się zakończyć jedną z największych klęsk, jakie naród poniósł w okresie swych dziejów porozbiorowych. Plan uderzenia na liczne garnizony rosyjskie nie powiódł się, zawiodły nadzieje na dywersję rosyjskiego ruchu wolnościowego, powstanie nie zostało poparte przez chłopstwo, brak było jedności w samym Rządzie Narodowym, który ukonstytuował się po wybuchu rewolty.

W reakcji na rosyjskie represje abp Feliński napisał list do cara Aleksandra II domagając się od niego wstrzymania akcji zbrojnej i uznania niepodległego bytu narodu. Przeciwstawił się też namiestnikowi, wielkiemu księciu Konstantemu, który nakazał mu zrezygnować z procesji Bożego Ciała w 1863 r., grożąc użyciem armat. „Mam 24 działa, każę je wyprowadzić i niech grzmią po ulicach kiedy inaczej być nie może”. Arcybiskup mimo to poprowadził procesję osobiście ulicami Warszawy. Hierarcha wyraził też ostry protest wobec skazania na śmierć zakonnika biorącego udział w powstaniu, którego powieszono na szubienicy w habicie. W odpowiedzi z Petersburga przyszło wezwanie dla metropolity do osobistego stawienia się przed carem. Wyjazd z Warszawy nastąpił 14 czerwca 1863 r., jak się miało okazać, na zawsze. Arcybiskup bowiem wbrew zapowiedziom rządu do Petersburga nie dojechał, ani też nie widział się z carem. Zatrzymano go i więziono trzy tygodnie pod ścisłą strażą, w nadziei, że zmięknie i stanie się wreszcie posłusznym wykonawcą carskich zarządzeń. Ponieważ tak się nie stało, wywieziono go do Jarosławia nad Wołgą, gdzie spędził 20 lat, nie przestając być arcybiskupem warszawskim. Na wieść o wywiezieniu metropolity w archidiecezji warszawskiej a następnie w kilku innych diecezjach ustanowiono żałobę kościelną. Władze próbowały zmusić arcybiskupa do rezygnacji z urzędu i w tym celu zmniejszyły mu pensję, a od 1870 r. przez długi czas w ogóle jej nie wypłacały. Hierarcha sprzedał wtedy wszystkie posiadane meble i przeniósł się do ubogiego mieszkania na peryferiach Jarosławia. Później rząd bezskutecznie kusił go odszkodowaniem pieniężnym i pozwoleniem na wyjazd za granicę w zamian za rezygnację z urzędu.

Tymczasem okazało się jak słuszne były obawy arcybiskupa co do wszczętego powstania i jak słuszne były jego przewidywania. Mimo ofiarności i odwagi powstańców, mimo stworzenia sprawnego państwa podziemnego, nierówność sił i zawiedzione nadzieje na pomoc zagraniczną przypieczętowały upadek powstania. Terror wprowadzony w Królestwie Polskim przez gen. Teodora Berga a na Litwie przez gen. Michała Murawiowa ostudził zapał do walki. Ostatnich powstańców, m.in. walczącego na Podlasiu ks. Stanisława Brzóskę, schwytano wiosną 1865 r. Dowódcę powieszono na szubienicy. Według szacunków w powstaniu zginęło ponad 30 tys. jego uczestników, ponad 7 tys. dostało się do niewoli. Za udział w powstaniu według niepełnych danych stracono 669 osób i ponad 38 tys. zesłano na Syberię, w tym około 10% na katorgę – ciężkie roboty na Syberii. W Królestwie Polskim szlachcie, której udowodniono udział w powstaniu, skonfiskowano 1660 majątków. Wprowadzono też ogromne, wielomilionowe kontrybucje. Stopniowo zlikwidowano resztki autonomii Królestwa Polskiego, a także zrusyfikowano administrację i szkolnictwo. Taką cenę zapłaciło społeczeństwo za zbrojny opór wobec cara.

Tych represji już jednak arcybiskup nie widział, chociaż docierały do niego wieści o działaniach władz. Stolica Apostolska cały czas interesowała się losem wygnańca. Papież Pius IX już w 1864 r. ostro zaprotestował przeciw uwięzeniu metropolity warszawskiego. Dopiero jednak w grudniu 1882 r. podpisano ugodę między papieżem a rządem rosyjskim, w wyniku której kilka miesięcy później car Aleksander III pozwolił abp. Felińskiemu opuścić teren Rosji, jednak bez prawa powrotu do Warszawy. W marcu 1883 r. papież Leon XIII mianował nowym metropolitą warszawskim bp. Wincentego Popiela, zaś abp. Felińskiemu przydzielił tytularną stolicę arcybiskupią Tarsu. Uwolniony arcybiskup wyjechał z Rosji do zaboru austriackiego, do Galicji i zamieszkał w małej miejscowości, w Dźwiniaczce. Prowadził tam gorliwą działalność duszpasterską i społeczną. W 1892 r. własnym kosztem wzniósł w Dźwiniaczce szkołę dla 400 dzieci. Otworzył przedszkole, pensjonat dla dziewcząt, budował kościół i dom zakonny. Kupował dzieciom odzież i książki, organizował dożywianie. Proszącym nie umiał odmówić wsparcia, oddawał wszystko czym w danej chwili dysponował. Gdy pewnego razu nie miał czym obdarować proszącego, zdjął z nóg własne buty i oddał ubogiemu. Zajmował się także sprawami utworzonego przez siebie jeszcze w czasach petersburskich zgromadzenia sióstr Rodziny Maryi.

Zmarł w opinii świętości 17 września 1895 r. w Krakowie. Pochowany został zgodnie ze swoją wolą w Dźwiniaczce. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości doczesne szczątki metropolity zostały przewiezione 5 czerwca 1920 r. do Warszawy do kościoła św. Krzyża. W kwietniu 1921 r. w geście symbolicznego powrotu z wygnania przeniesiono je do warszawskiej archikatedry św. Jana. Proces beatyfikacyjny abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego wszczęto w 1965 r. Beatyfikował go papież Jan Paweł II 18 sierpnia 2002 r. Po uznaniu cudu uzdrowienia z zaniku szpiku kostnego u zakonnicy ze zgromadzenia sióstr Rodziny Maryi, papież Benedykt XVI 11 października 2009 r. ogłosił abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego świętym.

Kiedy dzisiaj studiuje się biografię tego świętego, który żył w XIX w., mimowolnie przychodzi na myśl inna wielka postać polskiego Kościoła – postać kardynała Stefana Wyszyńskiego, który poza tym, że był prymasem Polski, był jeszcze arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim. Podczas uroczystości 150. rocznicy powstania metropolii warszawskiej 26 września 1968 r. prymas Stefan Wyszyński powiedział, że abp Feliński dał przykład biskupom jak należy postępować, aby nie sprzeniewierzyć się biskupim obowiązkom, które są trudne, bo wymagają męstwa i postawy jednoznacznej. „Postawił narodowi i biskupom – mówił kard. Wyszyński – wskazanie granic, których biskup przekroczyć nie może. I wtedy musi powiedzieć: Non possumus!” „Jest więc we wzorze arcybiskupa-wygnańca – mówił dalej prymas – wskazanie i wytknięty szlak. Szlakiem tym pójdą setki kapłanów”.

Źródła i opracowania wykorzystane w tekście: Z.Sz. Feliński, Pamiętniki, oprac. E. Kozłowski, Warszawa 2009; H.E. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński 1822-1895, Warszawa 1975; R.Z. Żylińska, Sługa Boży Zygmunt Szczęsny Feliński [w:] Polscy święci, red. J.R. Bar, t. 6, Warszawa 1986, s. 126-212; M. Godlewski, Tragedia arcybiskupa Felińskiego (1862-1863). Szkic historyczny, Kraków 1930; S. Kieniewicz, Warszawa w powstaniu styczniowym, Warszawa 1965; W. Sienkiewicz, Mały słownik historii Polski, Warszawa 1997; S. Wyszyński, Nauczanie społeczne 1946-1981, Warszawa 1990.

oprac. Szczepan Kowalik