Relacja z obozu harcerskiego 7 Drużyny Radomskiej Zawiszaków (1-20.07.)
Poniedziałek 1 lipca 2013 roku to długo wyczekiwany dzień, w którym rozpocząć się miała największa tegoroczna harcerska przygoda naszej drużyny. Tego dnia 7. Drużyna Radomska FSE św. Marcina z Tours działająca przy naszej parafii, wyjechała na dwudziestodniowy obóz letni do miejscowości Stary Kraków (nie mylić ze stolicą Małopolski). Jest to obszar Pomorza środkowego, leżący w województwie zachodniopomorskim, 20 km od Bałtyku.
Przygotowania do najważniejszego wydarzenia roku harcerskiego zaczęliśmy na długo przed jego rozpoczęciem, w zasadzie cały rok pracy, cosobotnich zbiórek i nieustannej przygody spędziliśmy na doszkalaniu się i zgrywaniu wewnątrz zastępów, by na obozie nic nie mogło nas zaskoczyć, a wszelkie wyzwania były dla nas osiągalne.
W dniu wyjazdu stawiły się zgodnie z oczekiwaniami trzy zastępy. Dwa z nich – Orzeł i Kruk działają przy naszej idalińskiej parafii, zaś Sokół to zastęp funkcjonujący przy radomskiej Katedrze. Tegoroczny obóz zapowiadał się arcyciekawie, ponieważ jak nigdy składy zastępów były bardzo wyrównane. Początkowo w każdym z nich miało być po 7 harcerzy, jednak kompletowanie uczestników zakończyliśmy na etapie 7,7 i 6.
Należy tu wspomnieć, że nasze zastępy składają się z chłopców w wieku 12-17 lat, gdzie każdy nawzajem się zna, a naszym celem śródrocznym jest jak największe zgranie. Nie ma zatem ludzi z przypadku. Każdy zastęp to zgrana paczka kolegów, niekiedy nawet przyjaciół.
Wyzwanie wyjazdu na obóz podjęło więc łącznie 20 harcerzy (co nieskromnie można określić jako bardzo dobrą frekwencję) i również niemało szefów – wychowawców. Naszą kadrę stanowili:
drużynowy Dominik Dudek, przyboczny (asystent drużynowego) Michał Paduch oraz wymiennie co kilka dni druhowie oboźni (młodzi osiemnastoletni wędrownicy): Mateusz Kozubek, Sebastian Kowal i Sebastian Suroń. Przez pierwszy tydzień był z nami także nasz duszpasterz – ksiądz Marek Pruszkowski, zaś w drugiej połowie obozu kleryk radomskiego seminarium – Rafał Kosowski.
Nie mogło zabraknąć również naszego zaopatrzeniowca Kuby Wojutyńskiego.
To wcale nie koniec gości i wychowawców naszego obozu, ale o tym później.
Po prawie 600 km podróży autokarem wraz z harcerzami z Jeżowej Woli i Michałowa, na miejsce dotarliśmy wieczorem. Zrobiliśmy szybką wizję lokalną, a następnie już niemal pod osłoną nocy rozbiliśmy prowizoryczny obóz pod plandekami zawieszonymi na drzewach. Było to miejsce dość wilgotne ze względu na pobliskie bagno, a jak wiemy takim środowiskiem nie gardzą komary, które starały się nam uprzykrzyć nocleg i poranek.
Następnego dnia szefowie drużyny, czyli zastępowi wraz z drużynowym wybrali się na wybór miejsca na gniazdo zastępu, czyli mówiąc wprost obozowisko, które służyć będzie do końca obozu. Wbrew pozorom nie jest to takie proste zadanie z uwagi na wiele czynników, ale to już wiedza poufna dla doświadczonych J
Ważnym etapem tych pierwszych obozowych dni jest zawsze pionierka, czyli wielkie budowanie całego obozu, które trwa 3-4 dni. Co ciekawe to chyba najtrudniejsze wyzwanie dla wielu chłopców, ponieważ sposób budowy jest dość archaiczny jak na nasze czasy lecz bardzo praktyczny, rozwijający wyobraźnię i zmysł praktyczny harcerzy.
Dlaczego? Ponieważ docierając na obóz zastajemy w zasadzie pusty las – nie ma tam żadnych budowli stałych. By dobrze przeżyć trzytygodniowy obóz musimy wszystko zbudować sami, począwszy od platformy na 3-4 metrach wysokości, przez prycze (łóżka), zadaszenie, kuchnię, stół i ławkę, kaplicę, maszty na flagi, po takie niezbędne urządzenie jak latryna J
Spełnia się tu więc powiedzenie „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”, czyli idealne warunki do nauki na własnych doświadczeniach, co dla nas młodych osób jest niezastąpioną szkołą życia.
By rozpocząć budowę potrzebowaliśmy żerdek – grubych i długich drewnianych bali, z których całe obozowisko miało być zbudowane. Przez następne cztery dni zastępy w pocie czoła budowały swoje gniazda mając do czynienia z piłami, siekierami, świdrami, dłutami, linami, żerdziami i innym sprzętem pionierskim.
Wspólne urządzenia obozowe, takie jak kaplica, latryna, maszty na flagi zawsze dzielone są po równo wśród zastępów. I tak tym razem za przygotowanie kaplicy odpowiadał Sokół, za maszty Orzeł, a latrynę Kruk.
Pod koniec pionierki Komenda, wraz z zastępowymi wybierała zastęp, który zrobił najbardziej trwałą, estetyczną i praktyczną pionierkę. Tegorocznym zwycięzcą został zastęp Orzeł.
W sobotę po udanej pionierce, wszyscy otrzymaliśmy dzień wolny. Był to czas na zaliczanie stopni, zabawę oraz ogólny odpoczynek. Wieczorem odbyło się ognisko, na którym odgrywaliśmy scenki oraz śpiewaliśmy harcerskie i patriotyczne piosenki. W ten sposób próbujemy rozśpiewać i otworzyć bardziej zamkniętych chłopców i oczywiście dobrze się bawić.
Przyszedł czas i na niedzielę – czas uczestnictwa we Mszy Świętej w pobliskim kościele, odpoczynku i wyjścia do miejscowej ludności. Mszy przewodniczył ksiądz Marek, zaś my szczelnie wypełniliśmy niewielki i bardzo stary kościółek. Niestety był to dzień, w którym nasz duszpasterz musiał nas opuścić i wrócić do swoich obowiązków w parafii. My zaś rozegraliśmy kilka meczy w piłkę na starokrakowskim boisku z innymi drużynami.
Kolejnym etapem obozowego terminarza było tzw. eksplo, czyli wyprawa zastępów.
Jest to wypad zastępu na trzy dni, w tym dwie noce, uprzednio dobrze przygotowana przez kadrę wychowawczą. W tym czasie zadaniem zastępów jest wędrówka po miejscowych wioskach i wykonywanie zadań, które mają na celu poznanie historii, kultury i tradycji panujących w danym regionie, czy wiosce. Dodatkowym atutem jest otwarcie się na miejscową ludność, która z naszą katolicką formą harcerstwa nigdy nie miała styczności.
Zastępy starają się wtedy nocować w domach tamtejszych mieszkańców, a rodzi to wiele przygód, najczęściej pozytywnych. Otwartość i dobroduszność ludzi była niezwykła. Chyba nikt nie spodziewał się takiej ilości dobra, której doświadczyli nasi harcerze. Ludzie tam nie są bogaci, lecz w większości przypadków potrafili podzielić się wszystkim co mają. Kilka przykładów – jest to teren obfitujący we wszelkie rodzaje turystyki, więc funkcjonuje tu dużo pensjonatów i prywatnych kwater. W takie miejsce trafił jeden z naszych zastępów, a właściciele przenocowali i wyżywili cały sześcioosobowy zastęp za darmo. Symbolicznie więc podziękowali pomocą w gospodarstwie. Inny zastęp trafił do Ochotniczej Straży Pożarnej, gdzie strażacy obdarowali ich całym mundurem, wraz z hełmem.
Często odpowiedzią chłopców na pytanie drużynowego „Co Ci się najbardziej podobało w eksplo?” jest możliwość wyjścia do sklepów, kontakt z miejscowymi.
Wracając jeszcze na chwilę do zadań – wśród nich na Explo są te łatwiejsze, jak na przykład zdobyć pieczątkę z jakiejś instytucji, lub są też trudniejsze jak np. wydoić krowę.
Tegoroczne eksplo wygrał zastęp Kruk, który choć nie był najlepszy, to wykazał się świetnym duchem harcerskim i skutecznym zastosowaniem ogólnie przyjętych zasad i obowiązków na eksplo.
Eksplo to czas idealny dla harcerzy z zastępów z uwagi na wielość przygód i nowe doświadczenia, a także – nie ma co ukrywać – dla kadry, czyli tzw. komendy, ponieważ i my wtedy możemy zasłużenie wypocząć od codziennego zgiełku i natłoku obowiązków.
Już dzień po powrocie z eksplo, zastępy czekało kolejne wyzwanie. Tym razem miał odbyć się konkurs kulinarny. Wszystkie zastępy otrzymały potrzebne, zamówione wcześniej produkty i z impetem zabrały się za gotowanie. Na przygotowanie wszystkich potraw mieliśmy 5 godzin, czyli całkiem sporo. Jest to zawsze czas, w którym kucharze zastępów mogą popisać się swoją wiedzą i umiejętnościami kucharskimi, a to niełatwe w warunkach obozowych, na kuchni gdzie ogień nie wydostaje się z butli gazowej lecz wprost z ogniska.
W tym roku daniem popisowym były niewątpliwie kotlety de volaille przygotowane przez zastęp Orzeł. Zrobiły one niemałą furorę, a nasze wygłodniałe żołądki nasyciły się posiłkami niemal domowymi. Poziom tegorocznego Konkursu Kulinarnego był wysoki i piszę to z pełną powagą i radością, ponieważ z roku na rok widoczny jest postęp w gotowaniu zastępów.
Zwycięzcę konkursu wybierała komenda, która próbowała wszystkich dań przygotowanych przez zastępy, a został nim zastęp bardzo solidny w gotowaniu – Sokół z Katedry.
Kolejne dni upływami nam pod wciąż sprzyjającym nam niebem – pogoda była w tym roku wyjątkowo dobra, szczególnie gdy porównamy ją z poprzednim obozem, gdzie padało przez ponad połowę obozu, a w dodatku wciąż było zimno. W tym roku ulewny deszcz przeszkadzał nam raptem jeden dzień.
W międzyczasie odbyło się święto patrona 3. Drużyny Radomskiej z Michałowa – św. Brunona z Kwerfurtu. Zostaliśmy zaproszeni wraz ze wszystkimi innymi uczestnikami okolicznych obozów – łącznie było to około 160 osób. Podczas pobytu na tym wydarzeniu wzięliśmy udział we wspólnej polowej Mszy Świętej, mieliśmy okazję zjeść pyszny domowy obiad, a także zagrać i zorganizować wiele gier i zabaw harcerskich.
Sobota 13 lipca to długo oczekiwany czas wycieczki nad morze – do Darłowa i Darłówka.
Tam, przez pierwsze dwie godziny uczestniczyliśmy w grze miejskiej. Polegała ona na wykonywaniu różnych zadań, po to by dowiedzieć się trochę o historii i zabytkach tej miejscowości. Ciekawym jej elementem było zadanie, które polegało na wymianie (bez użycia pieniędzy) jednej drobnej rzeczy, którą otrzymaliśmy na start. Jej celem ostatecznym było posiadanie najwięcej wartego produktu.
Następnie uczestniczyliśmy we wspólnej mszy św. w Kościele Mariackim odprawianej przez ks. Krzysztofa Kaszubę – duszpasterza 3. Szczepu Radomskiego. Kolejnym etapem był tzw. plażing. J Tam przez dwie godziny kąpaliśmy się w morzu i opalaliśmy, a następnie mieliśmy godzinę by pozwiedzać Darłówko, kupić jakieś pamiątki i zjeść coś smacznego.
Tego dnia na rynku w Darłowie swoje przyrzeczenie harcerskie złożyło dwóch harcerzy – Dawid Kaczmarzyk z Orła i Piotrek Dobrasiewicz z Sokoła. Dla pierwszego skończyło się podrzucaniem przez kolegów z zastępu, a dla drugiego dość nieoczekiwaną kąpielą w chłodnej wodzie darłowskiej fontanny.
W międzyczasie odwiedził nas także proboszcz – ksiądz Andrzej Jędrzejewski i obozował z nami dwa dni i w tym czasie oczywiście mogliśmy liczyć na eucharystię, pomoc i wiele ciepłych słów. Była to dla nas bardzo ważna wizyta, szczególnie gdy mamy świadomość jak wiele grup młodzieżowych działa przy parafii św. Stefana, dlatego tym bardziej doceniliśmy trud i zaangażowanie księdza proboszcza w dotarcie do nas aż 600 km od Radomia.
Pod koniec obozu przyszedł czas na Wielką Grę, której początek był dla zastępowych sporym szokiem. W nocy zostali oni potajemnie porwani i związani w lesie przez komendę, a zadaniem członków zastępów było odnalezienie swoich szefów i oswobodzenie ich. Z pewnością to wydarzenie pozostanie na długo w pamięci niczego nie spodziewających się zastępowych J Wszystko to ujęte było fabularnie w ramy świata Śródziemia wg. J.R.R. Tolkiena. Za przygotowanie Gry odpowiedzialny był przyboczny Michał Paduch i zrobił to perfekcyjnie.
Kolejnego dnia rozpoczęły się dalsze etapy Wielkiej Gry. Zastępy dostały mapy, na których zaznaczone był miejsca, w których należy szukać tajnych agentów. Faza tej gry trwała około trzy godziny. W środę, odbyły się końcowe fazy gry, a późnym wieczorem na radzie drużyny wyłoniliśmy zwycięzcę tej potyczki i został nim zastęp Orzeł.
Później podczas indywidualnych rozmów wszyscy zgodnie przyznawali, że w tak dobrze przygotowanej i zrealizowanej Wielkiej Grze jeszcze nikt z nich nie uczestniczył.
Gdy obóz dobiegał już końca, zorganizowano Sąd Honorowy. Choć nazwa brzmieć może groźnie, to wcale tak nie jest. SH to ważna rozmowa z każdym z harcerzy, a jej celem jest podsumowanie roku pracy, obozu letniego i rozliczenie każdego z chłopców z wyznaczonych im zadań i obowiązków. Można powiedzieć, że jest to poważna rozmowa wychowawcza, która przynosi zawsze wiele dobrego. Podstawą SH jest szczerość i męska, konkretna rozmowa.
Gdy czas obozu zmierzał ku końcowi, musieliśmy przywrócić stan lasu do zastanego na początku naszego pobytu, więc dokonaliśmy tzw. depionierki i ogólnego wielkiego sprzątania. Przykro było niszczyć to, co budowaliśmy tak wielkim wysiłkiem, ale takie są reguły naszego obozowania – zastajemy czysty las, więc takim samym go zostawiamy po naszym wyjeździe.
20 lipca, czyli sobota, to czas wyjazdu i wielogodzinnej drogi powrotnej, która upłynęła dość szybko. Obóz zakończyliśmy uroczystym apelem około godziny 22 w Radomiu pod kościołem św. Stefana na Idalinie.
Apel ten obfitował w wiele ważnych informacji i wydarzeń. Przytoczę na koniec najważniejsze z nich.
1. Po trzech latach służby harcerskiej na Idalinie i założeniu tu drużyny 11 września 2010 r., drużynowy Dominik Dudek we wrześniu 2013 podczas rozpoczęcia roku harcerskiego 2013/2014 odda drużynę w ręce nowego drużynowego – wychowanka z Idalina – Sebastiana Kowala.
2. Dotychczasowy przyboczny 7. Drużyny Radomskiej – Michał Paduch we wrześniu założy nową – 9. Drużynę Radomską i jej obszarem działania będzie radomska Katedra. Tym samym będzie to już piąta męska drużyna działają w Radomiu. Powstanie ona z zastępu Sokół, który liczy obecnie 10 osób.
3. W 7. Drużynie Radomskiej od września działać będzie nowy – czwarty zastęp, którego założenia podjął się druh Przemysław Ruta.
4. Po dwóch latach harcerskiej przygody w 7. Drużynie Radomskiej, do Kręgu Młodych Wędrowników (kolejny etap harcerskiego rozwoju) przechodzi druh wyw. Damian Jaworski.
5. Swoje przyrzeczenie harcerskie na apelu końcowym złożyli Krzysztof Grabowski z Kruka i Michał Kwiecień z Sokoła.
6. Trzech druhów otrzymało stopień wywiadowcy – Kacper Cholewa z Orła, Franciszek Biel z Sokoła i Grzegorz Wojcieszek z Sokoła.
7. Najlepszym zastępem obozu Stary Kraków 2013 i całego roku harcerskiego 2012/2013 został zastęp Orzeł.
Z harcerskim pozdrowieniem „CZUWAJ!”,
drużynowy – Dominik Dudek HO
zastępowy Kruka – wyw. Bartosz Samerek